W przedwojennym Żninie
Mam przed sobą pożółkłą, ilustrowaną broszurę sprzed 57 lat, wydaną przez Zakłady Wydawnicze Alfreda Krzyckiego. Jest to informator i przewodnik po V Targach Pałuckich, które zorganizowane zostały w dniach 29 sierpień - 6 września 1936 roku.
Była to impreza wystawowo-handlowa, która po raz pierwszy z inicjatywy Jana Średzińskiego odbyła się w 1932 roku, na terenach dziś już nie istniejącej strzelnicy i ogrodu Bractwa Kurkowego. (Dziś grunty te przeznaczone zostały na poszerzenie cmentarza parafialnego). Zachował się przy cmentarnej bramie mały pawilonik (mieszka tam Henryk Niewiadomski), a ongiś stanowił on kasę i mieścił się tam punkt informacyjny Targów.
Jak zapewne pamiętają starsi wiekiem mieszkańcy miasta i okolic, Targi Pałuckie miały zasięg ogólnopolski, gdyż swe stoiska instalowali wystawcy m.in. z Wilna, Lwowa, Warszawy, Poznania i Bydgoszczy. Licznie było prezentowane pałuckie rzemiosło. Warto przypomnieć, ze w skład komitetu organizacyjnego V Targów Pałuckich, którym patronował ówczesny starosta powiatowy Ignacy Wuyek - wchodzili, nieżyjący już dziś, wówczas zasłużeni dla miasta i regionu obywatele: Kazimierz Urbański - dyrektor Zakładów "Motor" Polski, Franciszek Kopczyński - kupiec i makler zbożowy, Erazm Jankowski - właściciel drogerii, Stanisław Sobociński - adwokat, Marian Bross - wiceburmistrz, Jan Średziński - właściciel zakładu ogrodniczego, Alfred Krzycki - wydawca, Kazimiera Mlicka - ziemianka z Obudna, Adam Dutkiewicz - mistrz stolarski i inż. Nyka - rolnik.
Targi Pałuckie od 1932 roku do wybuchu II wojny światowej, organizowane zawsze u schyłku lata odbywały się corocznie. Do Żnina przybywało wielu gości z różnych stron kraju, którzy zwiedzali także pobliskie wykopaliska w Biskupinie i ruiny zamku "Krwawego Diabła" w Wenecji.
Odbywały się liczne imprezy towarzyszące. Wieczorami przy dźwiękach doborowej orkiestry na terenach targowych, można było pobawić się oraz skosztować lemoniady i doskonałego żnińskiego piwa z browaru pana Zygmunta Zgorzalewicza.
Ach, cóż to były za napoje, tęsknie wspominają starzy żninianie...
Tu mała osobista dygresja. Mnie, kilkuletniemu wówczas brzdącowi na Targach Pałuckich w 1936 roku, najbardziej spodobały się olbrzymie, żywe sumy, eksponowane w specjalnych kadziach przez pana Pawlaka, rybaka z Wenecji, klatki z kanarkami i barwnymi szczygłami, które wystawiali znani w mieście ptasznicy - Polsakiewicz i Frasz.
Największą radość sprawił mi napełniony gazem balonik i zestaw barwnej kalkomanii, które otrzymałem jako reklamówki przy stoisku fabryki proszku i mydła do prania "Persil" w Bydgoszczy... Tak, dawne to były, bezpowrotnie minione lata.
Z Targami Pałuckimi związanych jest też sporo "fajnych" anegdot. Oto jedna z nich:
Na ostatniej przed wojną imprezie handlowej, jesienią 1938 roku, wystawiali urządzenia sanitarne oraz wyroby z blachy, cenieni w Żninie, doskonali fachowcy-mistrzowie (jak to się wówczas określało) blacharscy - Czesław Derech i Stanisław Szykowny. Prowadzili oni swe zakłady przy ul. Kościelnej (obecnie 700-lecia) i Śniadeckich. Dom Derecha stojący przy Gąsawce, został w czasie okupacji przez Niemców rozebrany. Obecnie na tym terenie usytuowany jest punkt sprzedaży lodów Urszuli Trochowej, kwiaciarnia Alicji Kuras i punkt Toto-Lotka.
Natomiast Stanisław Szykowny prowadził swój zakład w domu, który kupił i prowadzi tam elegancki sklep mięsno-spożywczy Jerzy Bursztyński.
Brat Czesława, żniński kupiec, zawsze pełen dowcipnych pomysłów i kawalarz doskonały Władysław Derech, namówił kelnera z targowej restauracji Ludwika Męcińskiego, popularnie zwanego "Lordem", aby pod osłoną ciemności zakradł się do stolika S. Szykownego i w eksponowany tam pojemny sedes zarobił "to co trzeba i to na grubo..."
"Lord" za tę fatygę, na co zresztą przystał z ochotą wielką, gdyż za wykonanie zbożnego dzieła otrzymał aż 5 złotych (równowartość jednego litra wódki), podjął sobie dwie zafundowane solidne golonki po bawarsku, popijając je kwaśna maślanką. Na efekt nie czekał długo i w ciemnościach przysiadł na porcelanowym sedesie...
Kiedy następnego dnia zwiedzający (a znalazła się tam pewna "wysoka" delegacja z Poznania), zawitali do stolika S. Szykownego ujrzeli sedesowe siedzisko w pełnej krasie, napełnione po brzegi. Nie trzeba dodawać, iż nie unosiła się z niego fiołkowa woń, a zionął fetor niesamowity.
"Lord" - Ludwik Męciński stanął na wysokości powierzonego mu zadania. Zrobiła się okropna awantura. Trafnie Szykowny ustalił, czyja to sprawka. Poczuł się obrażony i wniósł pozew do Sądu Grodzkiego w Żninie, oskarżając pana W. Derecha o zainspirowanie kawału, który godził w dobro jego firmy i ośmieszył go wśród wystawców i zwiedzających.
Niestety, do rozpatrzenia przez Sąd, tej z pewnością interesującej mieszkańców miasta rozprawy, nie doszło, gdyż wybuchła wkrótce wojna...
Obecnie, w czasach prywatyzacji, kiedy powstaje w Żninie i regionie wiele prywatnych zakładów, przedsiębiorstw i hurtowni, spółek handlowo-usługowych, nasila się konkurencja, czy nie warto więc pokusić się o wskrzeszenie Targów Pałuckich?...
Zabiega o to od kilku lat m.in. Janusz Kaźmierski ze Żnina, domagając się na łamach prasy aktywności ze strony menagerów i władz lokalnych w tym zakresie.